Brokułowy koksu

„Taaakie duże mam muskuły, bo zasuwam wciąż brokuły” – zdradził w jednym z wywiadów Hardkorowy Koksu. I od tego czasu odnotował dwukrotny przyrost masy. Nie dziwimy się ani nyny. Bowiem masa człowieka w 65 procentach składa się z masy wody, a woda w 90 procentach składa się z brokułów albo brokuły z wody, albo woda z wody a brokuły z bro i kuły – w każdym razie przyszło lato i klata musi być.

Jak tego dokonać? Najprościej wdać się w tego z rodziców, który ma tak zwane warunki. Lepiej, żeby był to tata. Jeśli rodzice należą do intelektualistów, nieprzestając ich szanować, dziękujemy im grzecznie za polecane lektury i przechodzimy do czynności poważnych, czyli podnoszenia ciężkich przedmiotów pod różnymi kątami nachylenia. Ale rozpiętki zeszytami to tylko połowa drogi na Olimp. Drugie pół odkrył przed nami znowuż Hardkorowy Koksu, zdradzając w jednym z wywiadów: „Trzeba stwierdzić bez wątpienia – nie ma klaty bez jedzenia”. A klata rośnie najprężniej bynajmniej nie na stejkach, jak głosi lobby zawałowców, ale właśnie na brokułach. Zatem od dziś rezygnujemy z prenumeraty „Men’s Health”-a oraz trollowania na SFD.pl i czytamy tylko „Dietę na kryzys”. Tylko tu dowiemy się bowiem, jak wykonać brokuła z kurczakiem orydżinal stajli i przybrać na masie 30 kilo żywej wody.

W sumie możemy opowiedzieć o tym od razu, żeby wycwanić tych, którzy przeskakują publicystykę i cisną wprost na koniec po przepis. Temat jest prosty jak przycisk spacji. Robimy brokuła, robimy kurczaka, mieszamy – i jest brokuł z kurczakiem. Reszta to czary mary. Tutaj rozpościera się przestrzeń wolnego wyboru: można sobie trzasnąć zestaw na ubogo, ale można też trzasnąć zestaw el magico, czyli na bogato.

Wariant 1. Przeznaczony jest dla osób, które klepią srogą bidę. Wykonanie jest proste. Dyskretnie filujemy, czy nikt nie patrzy i na szybkiego upychamy brokuła w buzi. Wolną przestrzeń między różyczkami błyskawicznie wypełniamy surowym filetem z kurczaka. Następnie powoli przeżuwamy i trawimy pokarm. Na tym etapie konsumpcji prawdopodobnie już nikt nie zechce pozbawić nas posiłku. W sytuacji srogiej bidy nie możemy jednak ryzykować utraty brokuła, dlatego w miejscu publicznym nie ujawniamy faktu jego posiadania. Warto zaznaczyć, że spożycie posiłku na surowo wiąże się z oszczędnością gazu, wody i płynu do mycia naczyń.

Wariant 2 (El magico). Przeznaczony jest dla artystów smaku. Kto to taki? Ktoś, kto odkryje kulinarną symfonię w filiżance żurku i doceni eteryczny powab orkiszowego płatka. Czyli na przykład pies. Ale el magico mogą spożywać również matki z dziećmi, a nawet – czemu by nie? – neonaziści. Wystarczy po prostu być głodnym i posiadać kilka zębów. Przydadzą się też ręce, żeby było czym te fidrygałki wyczarować. A czarujemy tak: tiruriru pstryk – woda się gotuje w mig. Jeśli robi to na patelni, to wrzucamy na patelnię poćwiartowanego brokuła i przykrywamy menu pokrywką. Chyba że preferujemy hardkor – wówczas po prostu dusimy brokuła w rtęci. Na drugiej patelni tłamsimy dwie piersi kurczaka. Ponieważ jednak kurczaki sklepowe faszerowane są złem, po ptactwo jedziemy do gospodarza na wieś. Gospodarz ubija kurczaka sztachetą i w ten sposób przedsięwzięcie posuwa się do przodu. Brokuła i kurczaka, które stanowią bazę el magico, dusimy przez mniej więcej kwadrans. Tyle powinno wystarczyć na wyrychtowanie nadbudowy, czyli jogurtu bałkańskiego, czosneczku, pomidora et labora, otrębów pszennych prażonych i oliwy z oliwek. Odnośnie proporcji – recepta jest uniwersalna: każdemu wedle potrzeb. Sugerujemy: jeden solidny brokuł, dwie średnie piersi z kurczaka, jeden pomidor, trzy ząbiaki czosnku, trzy łyżki stołowe gęstego jogurtu, kapkę otrębów, 50 ml oliwy z oliwek. I jest obiad dla dwojga lub jednojga na dwa dni.

Wygląda na to, że plan wycwanienia pospieszalskich spalił na panewce. To jednak kolejny dowód na to, że w serwisie „Dieta na kryzys” rzeczywistość miesza się z maggi, fantasia wciąż zawiera perhydrol, ale za to brokuły mówią ludzkim głosem. Jak mawiają: człowiek strzela, sensu w tym niewiela.

A na koniec w powadze i skupieniu prezentujemy

cenniczek:

1. Brokuł – 3 zecisze
2. Piersi skurczaka (2) – 9 zetali
3. Główka czosnku – 1,5 ziła
4. Otręby pszenne prażone – 3 zlate
5. Jogurt bałkański – 3 peleneny
6. Pomidory (1 kg) – 4 melony
7. Oliwa z oliwek (0,5 l) – 20 złotych

12 komentarzy Dodaj swoje
  1. co prawda twoje brokuly przypominaja z wygladu siekane glizdy w czwartym stadium salmonellii, na dodatek porazone bomblowica ale niech tam…. niech bedzie el magico, jak szalec, to szalec, nie?
    No to ide po sztachete….

  2. Zgadzam sie w pelni – czosnal to podstawa smaku. I w sumie temat bylby wyczerpany, gdyby nie te cholerne dodatki dookola czosnala, to przez nie tyle sie trza namieszac, namiazdzyc, natluc, naskrobac i wykonac tyle zbednych ruchow, stracic tyle cennej energii, ktora potem trza uzupelnic tymi cholernymi dodatkami typu brokul nie wspominajac juz o kuraku. Prawdaz?
    Pozdrawiam 🙂 🙂 🙂

  3. Kompinujesz w dobrym kierunku 😉
    Taki kompocik z duza iloscia cytryny acz znaczna przewaga czosnala polecany jest wysokocisnieniowcom. Szkoda, ze na mojego Mistrza nie dziala.
    No ale my tu gadu-gadu a czosnal lezy i czeka na przepis z kolejnymi dodatkami – do dziela Panie gospodarzu 😉

  4. płaczę rzewnymi łzami gdy mam gotować ale ta strona jest ok 🙂 przynajmniej się pośmieję przy czytaniu – dla równowagi 😉 i raczej będę tu częstym gościem, bo uwielbiam przepisy typu :mieszamy rzadkie z gęstym i jest! -i to całkiem,całkiem zjadliwe.( a musi być, bo gotuję dla męża i syna – sama zwykle nie jadam tego, co przygotowalam, bo po takiej traumie jak gotowanie muszę się odciąć od stresora i dojść do siebie). dzięki, pozdrawiam, chcę więcej :))

  5. Bardzo mi miło i zapraszam jak najczęściej! Sam dopiero odkrywam kuchnię bardziej zaawansowaną niż pokroić-zmiszać-ugotować, a ostatnio nawet kombinuję z tak wyspecjalizowanymi narzędziami jak piekarnik czy mikser, więc może będzie można prześledzić jakąś ewolucję kulinarną na moim przykładzie i dać się zainspirować:) Pozdrawiam!

  6. Bublinki warto pukać po posiłku w celu spalenia nadwyżki kalorycznej, gdyż odkąd wyszliśmy z lasu i generalnie nastał dobrobyt, mamy tendencję do przejadania się. Tzn. tendencję mamy z czasów lasu, ale wtedy to było uzasadnione, bo niecodziennie dało się utrafić dzika, no a teraz, wiadomo, bierdonka, żabka, lidl – żyć, nie umierać.

Dodaj komentarz