Cieciówka w sosie tahiti

Cześć, cieciaki! Apetycik dopisuje? No to klawo. Połączmy się zatem z kosmosem celem iluminacji w zakresie degustacji. Z naszego riserczu wynika, że na Wenus żują pył, na Marsie żreją ił, a w kantorku DNK dymi parująca cieciówka w sosie tahiti.

Nie jest to jednak – zważcie – żona ciecia, ni córka, ni kochanka, lecz czarodziejka z zupełnie innej baśni. Jest to mianowicie rondel typu Eintopf, który rozgrzeje cię do żywego i odpali opcję turbo w twojej życiowej postawie. Dzięki cieciówce ogarniesz każdy kryzys na turbolajcie jak rodzina z filmów o paście do zębów. Czy już chcesz zażyć dymiącej cieciówki w sosie tahiti?

Bardzo nam to schlebia. Zanim jednak chwycisz za szpadel i zanurzysz go w jotpegu chronionym prawem autorskim, pomyśl, czy nie lepsza będzie cieciówka 3D. Jak ją zrobić? Turbo łatwo. Wystarczy ugotować po uprzednim wejściu w posiadanie. W posiadanie można wejść łatwo niesłychanie. Jedni robią to w wigwamie, inni na hamaku – myśmy na straganie. Otóż kilo cieciówki na straganie można wejść w posiadanie za 10 złote. Ale ponieważ stragan to zwykła buda i nie kuma po francusku, trzeba prosić o cieciorkę. Wówczas materializuje się pani, przeprasza za stragan, pobiera 10 złote, po czym daje bobu z instrukcją obsługi.

Na instrukcji napisano tak: pół kilo cieciorki zalewamy letnią wodą i odstawiamy na równonoc przez lewe ramię. Rankiem skradamy się do kuchni i, jak sąsiedzi nam nie buchli, stawiamy cieciorynkę na gaz, gdzie ona sobie pyrka przez godzinkę. Cieciorynka pyrka, teść przez okno zyrka, a my czytamy najnowszy numerek „Życia na gorąco”. Tyle instrukcja do bobu, teraz kilka słów od siebie.

Kilka słów by można, ale o czym tyle gadać? Czasy są ciężkie, życie płynie jak kranówa, jedyna nadzieja w bryzą pachnącym sosie tahiti, wziąwszym swą nazwę od byłej polskiej kolonii na morzu Marmara. Sos tahiti robi się w kwadrymiga: garść sezamu na patelnię, bęc pokrywka, gaz i ogień – wszystko śmiga. Wyprużone sezamki mielemy w młynku, a następnie rzutujemy na patelnię, gdzie już niespodziewanie dusi się por w przecierze pomidorowym z dodatkiem przypraw (czośnik, curry, kurkuma, majeranek, masala havranek). Gdy już wszystko wydusi się jak pasażer lipcową porą w ukraińskim płackartnym, dolewamy naparstek dojrzewającego Komesa z browaru Fortuna. Jest to piwerko bardzo ambitne, rzędu 9 proc., dlatego jak ktoś ma skłonność do organizowania burd, to najlepiej wypić z miejsca pięć, żeby zaliczyć zgon i będzie święty spokój.

Cenniczek:

1. Ciecierzyca (1 kg) – 10 złote
2. Por – 3 zł
3. Przecier (słoiczek) – zależy, czy dobrej marki (jak dobrej, to drożej)
4. Sezam (kgrm) – 15 zł
5. Przyprawy – stwarzają smak klawy
6. Piwerko „Komes” – 6 złoty

Dodaj komentarz