Czoko banana

Co tam, dzici? Sonko świci? No to flachę pod pachę i na plażę. – A co do flachy, wujaszku? – pytacie na wyprzódki. – Pół litra soczku czy pół litra… – Majonezu? – wcina się ciocia Tosia. Oj, urwisy, czyżbyście nie słyszeli o hicie lata 2013, królu nadbałtyckich dyskotek i lubczyku XXI w.? Ha! To nadstawcie uszy:

Mosje, gentlemen, Kinder, Küche and Kirche, „Dieta na kryzys” prezentare: czoko banana! W tutce podana lub in the filiżana. A cóż to takiego? To morska bryza, to poszum fal, to zew, to śpiew, to tango na Monmarcie, polonez na maturze i fokstrot w Kędzierzynie. A tak naprawdę to w czachę nam przygrzało, bo dzisiaj było 37 w cieniu. Wsiedlimy na rower, podryndali nad bajoro, nachytali się sonka, styki nam się w mózgu porozklejali mimo czapki z daszkiem i tiepier robimy dzicz. Ups. Sory, sory. Ale przynajmniej będzie krótko.

To znaczy tak. Nie ukrywamy, że trzeba mieć ze dwa banany, mleko, kakao, cynamon, a i flaszeczka nie zawadzi. Gdybyśmy to ukryli, należałoby postawić kropkę po tym zdaniu. O, kropka. Hm, zbadamy sprawę, ale najpierw przepis. Przepis jest taki, że łupiemy banany, odkrawamy końcówki i wciskamy trzonki do plastikowego pojemniczka. Końcówki odkrawamy, bo zgodnie z miejską legendą gromadzą się w nich substancje wywołujące jakieś zdrowotne niesnaski. No dobra, chwilunia.

Tyntyryntyn i mamy szczegóły. Są na tyle nieprzyjemne, że nie ujawniamy. Po takiej deklaracji z 90-procentowym prawdopodobieństwem sprawdzicie je sami. Chyba że chcecie być tacy tego, że niby ten i w ogóle, a najlepiej to do teatru na sztukę współczesną. Reasumując, sonko grzeje, myśli hasają, a w plastikowym pojemniczku pitraszą się banany. Co to znaczy, że pitraszą? To znaczy, że nie rosną, bo się pogniotły, następnie dwie łyżeczki kakao zalewamy odrobiną wrzątku i gruntownie mieszamy. Po wymieszaniu mieszaninę wlewamy do plastikowego pojemniczka, gdzie pitraszą się banany i łupiemy to warzycho blenderem. Blendrujemy aż do zbryzgania boazerii, co nieuchronnie oznacza, że związek banana z czoko uzyskał konsystencję smoothie.


Smoothie to ładne słowo, które poznaliśmy przez znajomych z hajsem, którzy mają hajs, żeby kupić smoothie w knajpie i nam o tym opowiedzieć. Opowiadają ze swadą, ale wymawiają koślawo. Jak uczyli angliści starej daty, „th” czytamy jako „dz”, chyba że mówimy „fenkju” albo „ganzesrozes”. Poćwiczmy: dz, dzzz, dzzz. No i pięknie. Teraz wszystko jest, jak księżna Kate przykazała. Także ze spokojnym sumieniem pruszymy nasze czoko smudzi dzynamonem, doprawiamy deko flachą, zalewamy mlikiem, ciut mieszamy, ciut wstrząsamy – i jest drynk przewcyke.

Co byście jeszcze chcieli wiedzieć? Jeśli chodzi o to, kiedy będzie koniec świata i czemu nie w 2012 albo jakie będą kolejne fakty po najnowszych faktach w sprawie Iwony Wieczorek, to wpadnijcie z flaszką do Krzysztofa Jackowskiego, który powie wam wszystko i drugie tyle.

Bon apetito smudzi banana.

Cenniczek:
1. Banany (1 kg) – aktualnie 3 zł
2. Mleko (1 l) – 2,5 zł
3. Kakao (400 g) – 5 zł
4. Cynamon (20 g) – 3 zł

Dodaj komentarz