Kasza owocowa w sosie zagadkowym

O, Felicità! Usta same składają się do śpiewu, a rozum do zagadki. O, Feliczita! – znaczy szczęśliwa – ta z was, co odgadnie, o co chodzi, dziatki. Uwaga, przyszła pierwsza odpowiedź – czytamy! „Stul dziób i dawaj przepis/Marcysia”.

Niestety – chodziło o gumiaki, ale warunkowo uznajemy. Tylko bowiem akceptacja może przeprowadzić nasz okręcik przez burzliwe wody życia. Przy czym jak macie pół banana z czterema truskawkami, to akurat jak znalazł pod owocową kaszę. To co, działamy, dziatki?

No to filuternie. Założenia ogólne są takie, że robimy jedzenie. Jeśli nastawialiście się na robienie drugiemu co tobie niemiłe, to musicie iść na inny fanpejdż i tam nie dać lajka. Jeśli nastawialiście budzik – to spoko, ale pod warunkiem, że jest to okrągły budzik na nóżkach z dzwoneczkami u góry. Tylko takie budziki to prawdziwe budziki. Reszta budzików to fałszywe budziki rodem z Ameryki, gdzie liczy się tylko kasz. Im więcej kaszu, tym więcej fałszywych budzików. Strzeżcie się ludzi, którzy mają dużo kaszu. To sługusy kościoła fałszywych budzików!

I co tam z naszą kaszą? Stygnie? No to, dziatki, co wy? Nastawcie sobie budzik albo coś. Z kaszą trzeba żwawo, bo wykipi. Albo właśnie wystygnie. Och, życie! Ty boju o kasz toczony w malignie! Dobra, dobra, nie fiksujcie tam, bo wypadniecie z awangardy. Cała naprzód z naszą kaszą!

Nasza kasza dochodzi chybko pod pokrywką, a my zwracamy swe słoneczne oczy ku truskawkom. Truskawki mają to do siebie, że są cztery. Jeśli macie więcej niż cztery, znaczy że ktoś was wykiwał. W tej sprawie możecie udać się do owocowej policji, która zjadła zęby na takich sprawach, lub po prostu zjeść nadwyżkę i zapić bulionem. Będziecie wszakże potrzebować energii, bo przed wami kolejne wyzwanie: trzeba, dziatki, zdobyć pół banana. By zanadto się nie głowić, można kupić cały – i go przepołowić. Można także go rozwiercić i poskładać w cztery ćwierci, a z ćwierciówek zszyć połówki – tak to działa, mądre główki. Czyż świat nie jest cudownie pomyślany?

No to git. I co tam dalej? Iii… może jaka drzemka.

Szybkie chrap-chrap i już z powrotem przy garach. Gary wprawdzie nie nowe ale całkiem szczelne, także za kołnierz się nie rozlewa. To jak, przypalimy coś? Heh, urwisy! No to cyk płatki owsiane górskie na patelenkę i pięć minut na wolnym ogniu, aż do zarumienienia, po czym do kaszy. Kasza, nadmieńmy: jaglana, bulgocząc na wolnym ogniu, zassała całą dostępną ciecz, w związku z czym za oknem lampa jak w Portoryko, tylko nie ma gdzie popływać. Za karę pudrujemy kaszę kakaem, które farbuje jej nadto aryjski wdzięk na kolor poprawny politycznie, co kwitujemy, oznajmiając: „jakże ślicznie!”.

Tymczasem nawet owocowa policja nie wie, że w specjalnym schowku mamy już cztery zagadkowe truskawki i pół przeputanego banana. Daje nam to przewagę nad wyznawcami kościoła fałszywych budzików, a w dłuższej perspektywie – nieco fruktozy. Nasze opus magnus jest już prawie gotowe, jeszcze tylko coś na ząb. Jednak w tej materii nie może być przypadku. Sprawdźmy zatem, co nam podpowiedzą gwiazdy. Dzwonimy na komórę, łocap, łocap – i pierwsza zgłasza się Edyta Górniak: „Na śniadanie miałam crack, także len, migdały, wiórki, mak”. Dziękujemy, Edziu! Jeszcze słówko z Nicholsonem Dżekiem – „zmiemleć, zmieszać, zalać mlekiem”. No i viola! Alles rychtyg. Czegewara, rura, nara.

Podajemy oczywiście w salaterce lub plafonie.

Cenniczek:
1. Kasza jaglana (1 kg) – 6 zł
2. Płatki owsiane (1 kg) – 5 zł
3. Banan (0,5 szt.) – 50 gr
4. 4 truskawki (1 szt.) – 40 gr
5. Mak (1 kg) – ekstrahowany z morfiny
6. Migdały (1 kg) – 45 zł
7. Wiórki koksowe (1 kg) – 18 zł
8. Len (1 kg) – 6 zł

Dodaj komentarz