I nie tylko. Chrzan z malibu, chrzan z ajerkoniakiem, chrzan z crackiem, chrzan z modżajto, chrzan z kompotem, chrzan z piwem Imperator super mocne. Wszystko to oczywiście poezja smaku, tyle że to całkiem inny teleekspres. Bo tym razem sprawa dotyczy przecież chrzanu z avocado. I teraz już serio prezentujemy dzisiejszą ofertę śniadaniową, żeby się do tego kompotu pijaki nie zleciały: utarta laska chrzanu wymerdana z awokado i kilkoma tajemniczymi składnikami. Efekt? Moc, siła, honor i nieuchronnie respekt.
I teraz tak. Tajemnicze składniki zostaną wyjawione, ale wszystko w swoim czasie. Najpierw wyjaśnijmy sobie sprawę zasadniczą. Awokado jest ą, ę i szapo-ba, ale nie na kryzys. Chyba że ktoś jest z Hondurasu albo Meksyku i mu rosną takie gruszki za oknem, to może szpanować. Ale niech się lepiej nie wychyla, bo samo bycie z Hondurasu to jest ciężki kryzys, a w Meksyku bycie to w ogóle krótka przygoda. Tak czy owak tukej w Polsce płacimy za wokado ciężkie pieniądzory. Dlatego żeby nie zdradzić idei diety na kryzys, trzeba: a) czekać na przecenę; b) zerwać z drzewa w parku botanicznym; c) znaleźć typa, który sprzedaje taką drożyznę po taniości; d) zastosować barter i wymienić awokado za orzeszka w hipermarkecie po uprzednim braku konsultacji z obsługą. Ja wybrałem opcję c), czyli znalezienie typa. Właściwie nie musiałem szukać – sam się przytrafił i tak mu zostało. Typ oferuje awokado w cenie od 2,5 do 3,5 zł, w zależności od pogody i relacji z żoną. Czatuje na stoisku pod daszkiem w południowej cześci placu nie powiem jakiego, bo mi go obskoczycie z towaru i nie pojem. Tym bardziej, że konkurencja o spożywkę będzie rosła proporcjonalnie do wzrostu zadłużenia Polski w globalnych instytucjach dobrej woli, czyli dosyć żwawo. A szkoda, bo konkurencja to atawizm i wywołuje raka.
Skoro sprawę awokado mamy już rozwiązaną, przechodzimy do chrzanu. Jeśli ktoś używa chrzanu ze słoiczka, na dzień dobry możemy sobie powiedzieć do widzenia. Dekadencję szerzymy w czasopiśmie „Bravo” lub „Literatura na Świecie”, a tutaj przychodzimy po zdrowie. Skąd bierze się zdrowie? Samo nie przyjdzie – trzeba je wykopać. Dlatego z piosenką na ustach i w towarzystwie łopaty udajemy się w pole. Oczywiście nie kopiemy bezpośrednio zdrowia – tak mógłby pomyśleć chyba tylko ktoś, kto zaniósł forsę do Amber Gold z nadzieją, że wyniesie więcej. Zdrowie to przecież abstrakt, a abstrakty to takie rzeczy, o których można sobie pochrzanić przy bimberku, ale dziatków się tym nie wykarmi. Dlatego kopiemy chrzan, który zapewnia zdrowie – niestety jedynie tym, którzy spełniają szereg dodatkowych warunków. Jak wygląda chrzan w naturze? Doprawdy nie wiem, ale zaraz sprawdzę. O, proszę – do wyboru, do koloru. Ponieważ w czasach youtube, fejsa, gugla i breivika defekt pamięci i trepanacja koncentracji to przypadłości powszechne, obraz chrzanu warto zabrać ze sobą na łąkę, by przez pomyłkę nie wykopać drzewa. W tym celu zapisujemy jotpega na dysku i uderzamy w pole ze stacjonarką. Chyba że ktoś jest bajecznie bogaty i dysponuje laptopem (wstyd). Kompa w polu odpalamy siłą woli lub przez podłączenie do elektrycznego pastucha.
Kto nie chce się wygłupiać, bo zdążył sczerstwieć od momentu narodzin, lub nie ma czasu, bo dniem tyra w korpo, a nocą dorabia na cieciówce, niech już sobie ten chrzanik kupi. Gdzieżby? Ano u dziadka. Dziadek to postać poczciwa i zasłużona oraz zdrowo po siedemdziesiątce. Niestety wnuczki kradną mu emeryturę na bełty, dlatego dziadek musi sprzedawać chrzan. Ale tak serio – nie śmiejmy się, bo to są dramaty. W każdym razie: dziadka można poznać po tym, że oprócz chrzanu oferuje jajka i papierówki, a jak mućka da, to i mleko w butelce PET. Cała ta historia rozgrywa się zazwyczaj na targu, ale być może u was dziadek diluje pod siedzibą straży miejskiej, by móc sprawniej poddać się zasłużonej karze za przekręt nielegalnego handlu chrzanem.
I oto nadchodzi długo oczekiwana chwila: ujawniamy tajemnicze składniki. Składniki oczywiście są prozaiczne, a wyraz „tajemnicze” miał na celu wprowadzenie do przepisu nutki taniej sensacji. Dlaczego taniej? To proste: tanie sprzedaje się najlepiej, a nasza kuchnia potrzebuje hajsu na tajemnicze składniki. Oto one: ser żółty, sezam, oliwa. Prawda, że cymes? A teraz instrukcja: ser ucieramy, sezam wsypujemy, oliwy dolewamy. Ma się rozumieć, nie robimy tego pod siebie ani przez lewe ramię, tylko do miseczki z chrzanem i awokado. Całość szczelnie pakujemy i idziemy nakarmić dziadka. Wszystko po to, by wyrwać się z obłędnego kręgu konsumpcji, potrenować dobre serce i móc z czystym sumieniem wtranżolić kebaba w drodze powrotnej. Ci, którzy czują się naprawdę niekochani, mogą iść do maka. Im i tak jest wszystko jedno. Makowi tym bardziej.
Cenniczek:
1. Chrzan (1 laska) – 3–5 zł
2. Awokado – 3 zł na promocji, 10 zł u oszustów
3. Sezam (1 kg) – 12 zł w detalu, 24 zł w hurcie
4. Oliwa z oliwek (0,5 l) – 20 zł
5. Ser żółty (1 kg) – 20 zł