Dziwny budyń

Dziwna sprawa. Niedawno pisaliśmy o dziwnych kotlecikach, a dziś na nasze łamy wkradł się dziwny budyń. Czy to może być przypadek? Może być i przystanek autobusowy, bo z kotlecików i budyniu takie ziomy jak z Łopusznej i Sodomy. Więc pytanie raczej dziwne. Ale nie trza tyle dziwaczyć, tylko trza coś upichcić. Czacza-ratrza, trza-trza-trza. Że co? Złotych sto. To z głodu tak.

Skoro już pogawędziliśmy inicjacyjnie, to możemy przystąpić do roboty. Przystępowanie do roboty to nasza ulubiona czynność, za którą niestety mało kto płaci. Szkoda! Bo zazwyczaj tak się paramy przystępowaniem, że na robotę czasu już nie starcza. A kiedyś trza zarabiać. Trza-trza-trza. To co? Śniadanko – odpowie ktoś nie w ciemię bity. Eksperci są w tej kwestii jednogłośni. Zatem przystępujemy do rzeczy.

Hehe. Stare wiarusy już wiedzą: z przystępowaniem do rzeczy jak z przystępowaniem do roboty. Z tym że robota ciśnieniuje, a rzeczy se są – i luz. Także każdy idzie swoją drogą, a my robimy w ramach zabawy. Stepując klapkiem do gorących rytmów samby, bierzemy garść lnu i wrzucamy do młyneczka. Młyneczek odwala kawał dobrej roboty z pominięciem fazy przystępowania. Jakże to? Bo to młyneczek made in China, gdzie robota bez przystępowania to zwyczaj miliardów rodzin. Z pominięciem tych, które żyją z roboty całej reszty. To co – przystępujemy do roboty?

No to gaz i rura. Inaczej mówiąc: po zdjęciu wieczka z młyneczka unosimy urządzenie i odwracamy je denkiem do góry – prostopadle do płaszczyzny chmury. Wskutek działania tajemniczej siły z młyneczka wypadają opiłki lnu, a ze zlewu słychać „hu-hu-hu!”. Gdyby nie efekt specjalny, można by pomyśleć, że chodzi o grawitację, ale nie dajcie się zwieść! Chodzi o tajemniczą siłę. Ponieważ te opiłki faktycznie wypadają, przed odwróceniem młyneczka warto podstawić naczynie. Ot, choćby miednicę lub po prostu buzię. Wariant z buzią upraszcza sprawę, bo dla osiągnięcia celu wystarczy nabrać w usta resztę składników, popchnąć szpatułką i przyklepać bułką. Można tak, można siak, można nieco eleganciej. Ot, choćby zmieszać w probówce i zaserwować w żarówce (Paryż), wybełtać w betoniarce i podać w silosie (Texas) lub po prostu przepić (Elbląg). Nam z kolei tajemnicza siła biomotoryczna, znana jako ręka, podsuwa miseczkę. Trza-trza-ratrza – w rytmie samby tupniem z lacza.

Natomiast kto nie wierzy w grawitację, ma całkowity recht. Bo wszystko to jedna granda i tylko patrzą, jak człowieka oskubać. Skubać, owszem, można drób, natomiast jabłuszko raczej się obiera, potem się je fest uciera, potem wrzuca do miseczki, potem leje bimber z beczki. Stop! Literówka: nie bimber, tylko wrzątek – oczywiście. Można tak, można siak, można także żuć tatarak. Jednak według tajnych receptur magicznych dziwny budyń najlepiej daje radę z mlekiem. Już w XVI w. nadworny mag brytyjskiej królowej John Dee pisał: „dziwny budyń najlepiej daje radę z mlekiem”. W XIX w. potwierdził to spostrzeżenie mnich Rasputin, odnotowując: „dziwny budyń daje radę, najlepiej z mlekiem”. Podobnego zdania była również Baba Jaga, która w XYV w. na korze brzozy wydłubała inskrypcję: „z mlekiem dziwny budyń radę najlepiej daje”. Jak widać, dziwny budyń to potężny eliksir. Co daje, oprócz rady? Smak nie od parady.

Tylko tak. Jak robita na mleku, to warto sobie to jabełko nieco przegotować lub podprażyć, najchętniej z cynamonem. Ale jak ktoś lubi mieć boom boxa w kiszkach, to może sobie jabłoń łączyć z mlekiem na surowo. Co tam komu w brzuszku gra. Trza-trza-trza. A jak ktoś jest cwany, to może kombinować jak o rany: mleko łączyć z kakao, wrzątek z kawą, bimber z kompotem, tranik z szotem, wodę z kałużą – możliwości jest wiele. Cokolwiek będzie, warto, żeby było na gorąco. Dlaczego? Bo tak jest cieplej. I tera tak: niezależnie od składu chemicznego, płyn lejemy na opiłki lnu i utarte jabłuszko. Następnie mieszamy i ugniatamy. Gdy wszystko nam się ładnie wytytła i poukłada, eliksir dojrzeje i zyska konsystencję budyniu.

– Ulala – zagwizdacie. – Trza-trza-trza – zauważę. – Czyżbyś, mistrzu, odkrył kamień filozoficzny? – zapytacie. – Że czemu, trza-trza-trza? – poproszę o doprecyzowanie. – Że opiłki w budyń przeistatrza, sz – uściślicie. – Ależ nie, głuptasy – odpowiem protekcjonalnie. Sekretem dziwnego budyniu są, przepraszam za wyrażenie, śluzy. Heh, spokoszka – nie chodzi o śluzy na Wiśle, więc zachowajcie apetycik. Chodzi o prozdrowotne kleje roślinne, które korzystnie powlekają przełyk. Dlatego zawsze warto taki kleik golnąć przed wyjściem na miasto.

No dobrze, dość tego pijaństwa i przechodzimy do finalizacji. Hm, ale właściwie chyba nie ma już o trzym pisać. No to cześć!

Cenniczek:
1. Len (1 kg) – 5,5 zł
2. Jabłuszko (1 kg) – poproście ładnie, to wam dadzą
3. Mleko z Limanowej 2% (1 l)– 2,5 zł

PS Dziś wyjątkowo taniuchno, co?

Dodaj komentarz