Nie dla leszczy!

– tylko dla twardzieli jest nalewka leszczynowa 120 procent alko. Wbija w gardło jak tomahawk, z migdałków robi wiórki kokosowe, a z przełyku Wielki Kanion Kolorado. Napój energetyzujący na okazję solówki z patrolem policji lub posterunkiem straży miejskiej. Chuck Norris wcierał ją sobie pod powiekę, do czasu gdy nie zmiękł od zapachu forsy BZ WBK. Produkt przeznaczony dla:
a) artystów i wariatów,
b) świrów i literatów,
c) alkoholików, którym nie jest wszystko jedno.

Jednak powyższej grupie docelowej uprzejmie dziękujemy ze względu na nieprzewidywalność finansową i targetujemy przepis pod matki z dziećmi lub wciąż bez, za to z ustabilizowaną pozycją zawodową. I tu musimy iść na kompromis. Ponieważ leszczynówka 120 może być jedynie wytworem delirium, a w mniejszym stopniu destylarni, zbijamy woltaż o ok. 90 procent i otrzymujemy leszczynówkę 30. Dzięki temu, zachowując gardło, migdałki oraz przełyk w stanie mniej więcej nienaruszonym, zyskujemy bajkowy nastrój, zamiast czegoś w rodzaju mentalnej „Piły IV”. Czysty interes.

A teraz do rzeczy. Przede wszystkim potrzebna będzie flacha, a także pion moralny. Flacha jest po to, żeby ją obalić, a pion moralny po to, żeby jej nie obalić, zanim nie przegryzie się ze składnikami. O wilku mowa, bo oprócz flachy i pionu moralnego leszczynówkę 30 tworzą składniki. Cóż to za ziółka? Otóż nie są to żadne ziółka, tylko konkretny towar bez pardonu. Kto słyszał o orzechach, ten wie, z czym ma do czynienia. Tym bardziej, że nie chodzi o puszkowaną popelinę, tylko prawdziwych załogantów prosto z drzewa. Jak wejść w ich posiadanie? Można to zrobić poprzez strącenie, zerwanie lub podniesienie. Jeśli ktoś popłacił rachunki i ma już buty na zimę, może sobie orzechy z drzewa zwyczajnie kupić. Minusem tego rozwiązania jest jego prozaiczność.

Gdy gorący towar, jakim są orzechy, trafi już pod nasze strzechy, musimy zaangażować do pomocy dziadka. Nie jest to jednak dziadek z poprzedniego przepisu. Ten dziadek został zapuszkowany, ponieważ zlikwidował wnuczków, którzy – jak wiadomo – kradli mu emeryturę na komandosy. Terefere – żartujemy. Tak naprawdę dziadek wygrał w totka i przeprowadził się do Olsztyna (tylko piątkę wygrał). Szczęść mu Boże, ale nas interesuje dziadek do orzechów służący do łupania orzechów. Przy odrobinie determinacji można się zresztą obyć bez dziadka i łupać na Chucka Norrisa, czyli poprzez uniesienie brwi. Niezależnie od środków, jakie przedsięweźmiemy, istotne jest to, żeby mieć przed sobą 20 rozłupanych laskowców. Mamy? Bomba. Teraz bierzemy majchra, robimy rach ciach ciach i wrzucamy drobnicę do flachy. I to mogłoby być na tyle, ale nie jest. Nie chcemy przecież skazywać orzechów na samotność. W przeciwnym razie z wódki czystej zrobi nam się whisky moja żono, która leci pożeczkowym bełtem i piosenką dworcową – romantyczne, ale niewychowawcze. W kontekście matek z dziećmi – odpada.

Ponieważ flachę najlepiej jest zrobić z laską, wrzucamy do flachy laskę wanilii. Orzeszki nie są już same, wanilia też się cieszy, ale słodycz tego związku byłaby niedostateczna bez odrobiny miodu. Gdy już wszystko gra i trybi, odstawiamy butelczynę na mniej więcej dwa tygodnie do ciemnej i ponurej spiżarni. Od czasu do czasu skradamy się tam, by potrząsnąć miksturą, bacząc przy tym, żeby nic nie rozlało się do buzi.

Gdy minie nów i pierwsza kwadra, a sowa huknie cztery razy, nalewkę wlej do wiadra i dodaj mak dla lepszej fazy. Jeśli jednak stronicie od opiatów, zamiast maku możecie chlupnąć mleczka. Pucha skondensowanego bez cukru zbije woltaż o tyle, ile trzeba, by otrzymać legendarną leszczynówkę 30. Mleko z flachą mieszamy po odcedzeniu płynu od składników. Składniki, nasączone przecież ambrozją, dzielimy na dwie równe części. Jedną połykamy, drugą ofiarowujemy komuś bliskiemu. Może to być kanarek, chociaż częściej jest to pies. Co następuje? Pies łapie gastro i zjada kanarka, następnie wywija orła, goniąc własny ogon. Coś tam poszczeka, coś tam zamiałczy, generalnie: bełkot. Tak czy owak myśli o nas dobrze, bo jest mu dobrze – i dobrze. Dostarczyliśy mu wszak odskocznię od szarej codzienności wypełnionej konsumpcją, kopulacją oraz spaniem.

A my?

Styrani życiem, uginający się pod bagażem doświadczeń, omamieni przez mamidła i okłamani przez TVN.

Standardowo: obalamy flachę, robimy bardachę i śpiewamy „Szalalala! Szalalala!”. Dlaczego wybór padł właśnie na tę piosenkę? Cóż, zwykli ludzie po spożyciu leszczynówki dla matek z dziećmi nie są zdolni zaintonować nawet „doremifasola”, ale jeśli ktoś ma dziadka zza Uralu, to zapewne nie będzie miał problemu nawet z rapowaniem do Rachmaninoffa.

Zdarowie.

Cenniczek:
1. Flacha (0,5 l) – 17 zł
2. Orzechy laskowe (1 kg) – 10 zł
3. Wanilia (laska) – 2 zł
4. Mleko skondensowane niesłodzone (puszka) – 5 zł

2 komentarze Dodaj swoje

Dodaj komentarz